niedziela, 10 marca 2013

Rzecz o jedzeniu.

Amelinda ma różne okresy w temacie jedzenia: od standardowych porcji (chwalmy niebiosa!), przez odmawianie każdego rodzaju dania (o zgrozo!), aż po ucztę nie z tej ziemi (mój ulubiony ;)). Wierzcie lub nie, ale od jej apetytu zależy mój nastrój. Jeśli zje ładnie, to jestem szczęśliwa, a gdy kręci nosem na wszystko, to krew mnie zalewa. Człowiek się stara, wymyśla, urozmaica, a tu napotyka brak zainteresowania. Jeszcze gdyby wyszło niedobre, a tu cholerka zajadamy z mężem aż się uszy trzęsą. I chociaż tłumaczę sobie, że dziecko ma inne potrzeby i może faktycznie głodne nie jest, to pojąć tego nie mogę. Ja na brak apetytu nigdy nie narzekałam (tym bardziej teraz, hehe)...

Od kilku dni mieliśmy fazę pt. "jedzeniu mówię nie". Przygotowując dzisiejszy obiad byłam pewna, że Córa ma powącha i na tym zakończy swój posiłek ;) Ale miło mnie zaskoczyła. Zjadła sporo, z niemałym z zadowoleniem, zatem niedzielę uważam za udaną ;) I śpieszę podzielić się przepisem, a jakże. Może skorzystacie.



PALUSZKI RYBNE

[ z TEGO przepisu]

*240 g tuńczyka w sosie własnym
* 10 łyżek puree ziemniaczanego
*2 łyżki majonezu
*1 łyżka musztardy
*sól, pieprz, koper, natka pietruszki
*jajko 
*buła tarta
*płatki kukurydziane (rozdrobnione ręką)

Ugotowałam ziemniaki, odcedziłam, rozgniotłam razem z łyżką masła i mlekiem (na oko), posypałam solą. Do miski wrzuciłam odcedzonego tuńczyka, rozgniotłam widelcem. Wymieszałam razem z ziemniakami tak, żeby stworzyły zwartą masę. Dodałam majonez, musztardę, przyprawy. Uformowałam małe, kształtne paluszki ;) Wsadziłam je na jakąś godzinę do lodówki. Obtoczyłam je w jajku i bułce z płatkami. Wyłożyłam na wysmarowanym oliwą naczyniu żaroodpornym i piekłam ok. 20 minut w 180stopniach. Przewróciłam je na drugą stronę i zostawiłam w piekarniku na jeszcze 5-10 minut. 
Z sosem czosnkowym, w towarzystwie kuskusa i duszonej marchewki z groszkiem - palce lizać!


    Jak dobrze, że wybrzydzanie nie zdarza się zbyt często i zbyt intensywnie ;)
A jak jest u Was? Dzieci raczej z tych pałaszujących wszystko czy niejadki też się zdarzają?


11 komentarzy:

  1. Aga, ten przepis jest genialny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z checia tez go wyproboje, sama bym pozarla!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z podanej porcji wychodzi duuużo paluszków, można się objeść solidnie ;)

      Usuń
  3. u nas raczej pierwsza opcja, nie smakuje nam nic i nie jemy nic, dobrze, że udało mi się dostać arbuza, to mieli na czym przeżyć przez ten weekend :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O super przepis. Z checia skorzystam. Jagoda coraz czesciej niestety kreci nosem, co ciekawe w przedszkolu nigdy.. W sumie ciesze sie ze tam chodzi, bo wiem ze cos je. Z weekendami bywa roznie. I znam troche ta zaleznosc nastrój-jedzenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, dobrze wiedzieć, że nie jestem sama ;)
      Amelinda jeszcze za czasów, gdy chodziłam do pracy i oddawałam ją do niani, to jadła nadzwyczaj dobrze - wszystko smakowało i chciała jeszcze więcej. Może widok innych dzieci działa zachęcająco? ;)

      Usuń
  5. a u nas dzisiaj polędwiczka wieprzowa z pieczoną cukinią i brązowym ryżem, spróbuję też przemycić trochę duszonego szpinaku z masełkiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat szpinak wchodzi u nas bez problemu. Zawsze mam awaryjny słoiczek z zieloną mazią, tak w razie czego ;) Polędwiczki i cała reszta brzmią kusząco :) Smacznego dla Was!

      Usuń
  6. U nas też w kwestii jedzeniowej jest kolorowo :) Na szczęście Lenka pokochała zupy, jak wyciągam garnek do gotowania na parze krzyczy: "zupa! zupa!" a robię róóóóżne! O różnej konsystencji, składzie, mogę wrzucać wszystko, blendować mniej lub bardziej, podawać jako potrawka a maronem, ryżem i one je wcina aż uszy się trzęsą. Najlepiej jeśli jest z pomidorami i/lub ogórkami :D

    OdpowiedzUsuń