Gdy minął mi 6ty tydzień po porodzie, zaczęłam wymykać się z domu na wieczorne przewietrzenie głowy w szybszym tempie ;) Spacery z dziećmi, szczególnie z dwulatką, która przystaje co 5 sekund i wszystko ją ciekawi, do najszybszych nie należały. Zaczynałam od krótkich dystansów, powoli je zwiększając. Z pierwszego marszu ledwo wróciłam, tak dyszałam ;) Z każdym kolejnym było lepiej, dłużej, dalej i z większą przyjemnością. Czasem chodzeniu towarzyszą plotki z koleżanką, czasem samotność i muzyka w uszach. Jaka to ulga i różnorodność - wskoczyć w sportowe ciuchy i wyjść w 2 minuty z domu bez zbędnego balastu ;)
Cóż jednak z tego, gdy waga na chwilę po porodzie nie różni się niczym od obecnej (10 tygodni po). Amelka chyba szybciej wyciągała ze mnie kilogramy (ale cóż się dziwić, gdy budziła się co godzinę i domagała się cyca), Aluś je co 3 godziny, w nocy zazwyczaj co 6, czasem nawet prześpi dłużej.
Wszyscy o nim mówili, więc i ja się skusiłam. Skalpel już mi nie obcy ;) Początkowo (tak jak z maszerowaniem) wypluwałam płuca, przystawałam, omijałam niektóre ćwiczenia, ale uparcie trwałam do końca. I powtarzałam całą operację co drugi dzień. Dziś mija mi dopiero tydzień odkąd zaczęłam przygodę z panią Chodakowską, ale muszę przyznać, że jest niezła. Po 40 minutach skalpela jestem spocona jak szczur, a trenerka Ewa nawet się nie zająknie, wciąż się uśmiecha i demonstruje ćwiczenia, jakby to dla niej była miła przechadzka po deptaku z lodem w ręku wakacyjną porą ;) Kiedy dojdę do takiego stanu (o ile dojdę :P)?
Na chrzciny, które już za dwa tygodnie, racze się nie wyrobię z formą ;) Ale od czegoś trzeba zacząć, żeby czuć się dobrze w swoim ciele. A i energii więcej po takim wysiłku. Mam nadzieję, że zbyt szybko mi nie przejdzie, znając mój słomiany zapał. Trzymajcie kciuki za wytrwałość ;) Oni trzymają:
Kochana trzymam!!! I wytrwałości! Niestety dopiero zaczynam przygodę ze skalpelem, tyle ze na rzeźbę, więc nic nie pomoge. Za to kibicować będę;) A zbędne kilogramy po ciąży obie dziewczyny migiem ze mnie wyciagnely, ale co sie dziwić to żywe srebra są, a ja nie znoszę siedziec w miejscu :)
OdpowiedzUsuńTakże jeszcze raz powodzenia! Nie poddawaj sie, to naprawdę działa. Widzę po mojej siostrze, ona już skonczyla wyzwanie, efekt jest zaskakujacy!
mocno trzymam kciuki :-)))
OdpowiedzUsuńFantastycznie wyglądacie :-))) Dzieciaki cudne :-))
Trzymam, kibicuję i życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńMnie na systematyczność i motywację pomagało zapisywanie wszystkiego po kolei: wagi, wymiarów, czasu i rodzaju ćwiczeń. Oglądanie tego po jakimś czasie daje niezłą satysfakcję!
jak to jets ze sie Waldi nic nie zmienia
OdpowiedzUsuńJa wagowo lece w dol ( waze 10kg mniej niz przed ciaza...) ale cialo srednie..zadbac trzeba, ujedrnic tu i tam...wiec Ewka pewno i u mnie zawita
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki:) Na pewno się uda:)
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądacie :)
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki !
Powodzenia! Ja z Ewką wytrwałam ponad miesiąc. Efekty były super. Ale potem zabrakło chęci...i po efektach :(
OdpowiedzUsuńAle Ewa jest super, kuedyś do niej wrócę :)