Intensywny to był czas.
W drodze od jednych rodziców do drugich.
W międzyczasie ochrzciliśmy Alusia.
Odwiedziliśmy lekarzy, w tym dentystę Amelki i uff - mamy zdrowe ząbki, a sama pacjentka była zachwycona nowo nabytymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie i potulnie otwierała paszczę :)
Pozałatwialiśmy parę urzędowych spraw.
I co? I już trzeba było wracać.
Tydzień minął jak z bicza strzelił...
Loty całe szczęście były znośne, Alex spał, a Amelia biegała do moich kuzynek, które - szczęśliwym zbiegiem okoliczności - leciały w obie strony z nami :)
Teraz przydałyby się jakieś wakacje w ciepłych krajach, żeby naprawdę odpocząć i doładować się energią (w Irlandii jesień na całego). Ale niedoczekanie nasze, może w przyszłym roku...
Póki co wspominamy:
Polanie wodą. |
Z nowo nabytymi rodzicami chrzestnymi :) |
Z ukochanymi babciami :) |
Amelinda i jej ulubioną chrzestna :) |
Z moją najlepszą przyjaciółką. |
Zdjęcia: Piotr B. + miejscami moja obróbka.
Tydzień to bardzo krótko, a już szczególnie gdy jest tyle rzeczy do pozałatwiania.
OdpowiedzUsuńAle ten czas leci...
Wpadam pierwszy raz i od razu załapałam się na ważne wydarzenie :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, będę u Ciebie częstym gościem :-) widzę że mamy synków w podobnym wieku :-)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń